Żenada roku czyli Ogólnopolski Festiwal Kulinarny w Katowicach

To miał być fantastyczny dzień, pełen kulinarnych doznań.... tak się pięknie zapowiadało, ze w końcu na naszym śląskim, katowickim polu miało odbyć się kulinarne wydarzenie Ogólnopolski Festiwal Kulinarny organizowany w hotelu Qubus. Wydarzenie to było szeroko reklamowane, z biletami wstępu w niebagatelnej sumie bo od 100 zł od osoby bezpośrednio u organizatora lub w mniejszej promocyjnej u pośredników. Oczekiwano prawie 2500 gości. Program był tak imponujący że wielu się zdecydowało. Ja na całe szczęście dostałam się na niego dzięki wygranym w konkursie wejściówkom, bo gdybym miała zapłacić za to co tam zastałam to sprawa chyba skończyłaby się w sądzie. Ale od początku...


Oto program na jaki ludzie dali się skusić:
- kulinarny kunszt w wykonaniu najlepszych kucharzy z kraju i ze świata
- wykwintne smaki kawy w połączeniu z wyjątkowymi deserami i czekoladą
- wina z najlepszych winnic oraz najznakomitsze sery świata
- pokazy kulinarne prezentowane przez profesjonalnych kucharzy
- degustacja potraw i przekąsek
- pokazy baristów - tajniki parzenia kawy
- przepyszne desery i słodycze
- czekoladowa fontanna
- odkrywanie kuchni orientalnej
- pokazy barmanów oraz degustacja drinków
- degustacja win i serów
- bezpłatny katalog z kuponami rabatowymi
- kącik dla najmłodszych i wiele innych atrakcji

W menu degustacyjnym miało być:
- Zupa z kaktusa
- Polędwiczka z dorsza z salsą MANGO
- Rolada z kurczaka w cieście francuskim na rattatuj
- Antipasti z grillowanych warzyw, pieczonego sera i krewetkowej tempury
- Lody waniliowe w oliwie

Wszystko miało trwać od 10 do 21. A co zastali? Kolokwialnie rzecz ujmując "szkoda slow". 

Ja dotarłam na festiwal o godzinie 13.00, czyli po 3 godzinach od rozpoczęcia, przywitało mnie jedno stoisko restauracyjne Bombaj Tandoori z Sosnowca, do którego była gigantyczna kolejka po przekąski. Niestety biorąc pod uwagę że byli jedyni ich potrawy bardzo szybko się skończyły, bo nie byli przygotowani na obsługę takiej ilości osób. W końcu każdy w zamyśle zapłacił za możliwość zjedzenia pysznych rzeczy jak reklamowali organizatorzy i każdy chciał coś zjeść, tak wiec i ja się nie załapałam ale ci którym się to udało chwalili smak pierożków, curry, ryżu z warzywami. 



Obok stało stoisko z winami Dobre Wina, gdzie państwo nalewali degustacyjnie po naparsteczku zachęcając do kupowania ich win. Tez spróbowałam jednego i było bardzo dobre. 

Następne stanowisko to wystawa wędlin Bacówka, gdzie pani kroiła mini kromeczki z kawałkiem pasztetu oraz plastereczki jednej wędliny dzieląc każdy plasterek na 4 części, pozostałe wędliny można było tylko zakupić wiec jeśli ktoś chciał spróbować kiełbasy z dzika musiał ją sobie kupić. I to tez nie cały czas, bo w większości czasu kiedy tam byłam deska pokazowa stała pusta. 





Następne miejsce to wystawka zdrowych soków Soki Regionalne ... tak wystawka bo spróbować nie można było, jedynie kupić. 



W programie były tez porady dietetyków, cóż panie nie były za bardzo zainteresowane tym co powinny tam były robić, a może to ludzie nimi, bo w końcu przyszli sobie zjeść a nie odchudzać się. 

Kawę i drinka można było dostać po jednej sztuce na podstawie biletu, niestety kolejka do baru była tak duża, że oczekiwanie 20 minut było ponad moje siły, wiec nie doczekałam się. Osoby mówiły, że drinki niestety mocno rozcieńczone, zamiast rumu w mohito była wódka. Żenada.



Co do kawy to pani od kawy stwierdziła, że kawa się skończyła, będzie później - kiedy nie wiadomo. Pokazy baristów były ale tylko do południa, wiec tez się nie załapałam, ale podobno bariści od Colours of Coffee bardzo się starali. 

Ostatnie stoisko to wystawka szkoły gastronomicznej z Katowic. Pytam się po jaką cholerę tam była! I co robiła ta biedna młodzież na takim festiwalu, bo na pewno nie gotowała, nie częstowała niczym, po prostu stała z ulotkami szkoły.

Moją uwagę przykuła pewna mała dziewczynka, nie wiem może 10-letnia, która chyba bawiła się w hostessę, nosząc co jakiś czas tacę z mini słodkimi tartaletkami, które to miały witać gości przy wejściu. Cóż jedna taca nie czyni szału, ale ja się pytam co tam to dziecko robiło i dlaczego nie było tam normalnej hostessy albo kelnerki do tego zadania. 

O wykwintnych serach, czy deserach nie wspomnę, bo ich nie było, tak jak i katalogów z kuponami rabatowymi, które podobno miały być ogólnodostępne.

Wracając do programu. Zgodnie z ramówką co dwie godziny były zaplanowane warsztaty kulinarne, na które oczywiście poszłam. Ja jak wiecie jeżdżę dużo po różnych tego typu imprezach, warsztatach zarówno małych grupowych jak i dużych wiec jako takie pojecie mam jak to się odbywa, ale to co tutaj zobaczyłam przerosło mnie. Sala zapełniona krzesłami na których spoczęli głodni i chłonni wiedzy goście. Pod ścianą jeden długi stół z pokrojonymi produktami i dwóch kucharzy o nikłym poczuciu humoru i ikrze do prowadzenia tego typu imprez, którzy próbowali pokazać jak się gotuje takie ekstrawaganckie dania jak zupa z kaktusa czy dorsz z salsą mango. Jak się potem okazało to co było na tym stole i co częściowo uwieczniłam to były produkty do wszystkich dan z 4 pokazów na planowane 2500 osób:) 






Na zupę się nie załapałam bo była o 12.00, ale ci co byli to dostali jej troszkę w mini plastikowym kubeczku, taki ot naparsteczek. O smaku nikt nic nie mówił ciekawego. 

Przy dorszu już byłam i obserwowałam ten mega pokaz. Dorsz był podawany na mini papierowym talerzyku z połową pomidorka koktajlowego, łyżeczką salsy i odrobiną kiełków. 



Wielkość porcji dorsza to połowa mojego palca. W kuluarach się dowiedziałam ze na pokaz zakupiono 2 kg dorsza! Ja dla 4 osób na obiad kupuje 1 kg, wiec porównajcie sobie po ile dostała każda z około 100 osób, które wtedy przebywały. A sposób w jaki dorsz był smażony a stałam obok patelni wiec widziałam dokładnie przeraził mnie. Mini porcyjki dorsza zostały włożone do patelni, do której wlano pół butelki oliwy z oliwek i tak sobie w tej oliwie dorszyk pływał przez dobrych kilka minut wchłaniając ją, nie skwierczał, nie smażył się tylko dusił w tej oliwie. Następnie bezpośrednio z tej oliwy i razem z tą oliwą był wyciągany na talerze, gdzie oczywiście dno talerzyka pokryło się tą oliwą. Jak dla mnie pomyłka bo powinien zostać odsączony. Na szczęście tylko kilka porcji zostało w ten sposób przygotowanych reszta ryby piekła się w piecu konwekcyjnym. 


Dla porównania przepis na dorsza, jak miał wyglądać "Polędwiczka z dorsza z salsą mango (10 porcji-100g):
2 mango - obrane i pokrojone w kostkę (mango w syropie), 200 g posiekanej czerwonej cebuli, 2 łyżki liści kolendry, posiekanej, 4 łyżki soku z limonki, 2 łyżki oliwy z oliwek, 0,5 l oliwa z oliwek, 10 świeżych polędwiczek z dorsza 
Do mango salsy, połączyć mango, czerwona cebula, chile serrano, kolendrę, sok z limonki i soli wymieszać razem i odstawić na bok. Natrzeć dorsza marynatą, wymieszać 1 łyżkę oliwy z oliwek, curry, pieprz czosnek w małym naczyniu, użyć mieszaniny do posmarowania na obu stronach filetów rybnych. Rozgrzać pozostałą 1 łyżkę oliwy z oliwek w dużej patelni na średnim ogniu i smażyć ryby około 3 minuty z każdej strony i aż płatki, łatwo rozdzielają się widelcem."



Jak widzicie w przepisie smaży się na łyżce oliwy a nie na połowie butelki. Przy okazji widać że 10 porcji to 100 gram wiec każdy uczestnik miał dostać 10 g ryby:)!!! Przypominam bilety kosztowały 100 zł/osobę.



Oczywiście tylko osoby z pierwszego rzędu miały szanse cokolwiek zobaczyć z tego pokazu, bo nie zadbano ani o rzutnik z ekranem ani o telebim, tak by ci z dalszej części mogli śledzić poczynania kucharzy. Na koniec ludzie ustawili się w długiej kolejce bo nastąpiła wydawka tych porcji dla krasnoludków. Żenada. Następny pokaz miał być o 16.00 tylko co robić przez kolejne półtorej godziny, skoro nic więcej się tam już się nie działo!



I właściwie to tyle, tyle wytrzymałam. Byłam tam od godziny 13 do 14.20 w tym czasie nie zjadłam nic, niczego się nie napiłam, żegnałam pusty hol, puste stoiska wystawiających się, bałagan na stolikach przy których goście mogli sączyć upolowane drinki i kawę, a których nawet nie sprzątano na czas żeby następni przy tym stoliku mogli stanąć. Ale co może jedna kelnerka przy takiej organizacji. W kącie stała smutna wyłączona fontanna czekoladowa i zeschnięte pianki, bo czekolada płynęła tylko do 12 potem się skończyła. 




Został smutny obraz bałaganu i porażki i zagubieni ludzie, którzy nie rozumieli co jest grane. Wielu z nich rozczarowanych tym co zastali opuszczało lokal zostawiając wpisy z reklamacjami, zażaleniami i udawali do innych restauracji żeby zjeść obiad, mimo że jak pisałam bilety kosztowały od 50 do 100 zł. A piętro wyżej w restauracji Via Toskania mogli wydać te pieniądze o wiele lepiej bo za 105 zł można tam zjeść steka z woła argentyńskiego... wiec widzicie kto tak naprawdę zrobił na tym świetny interes... na pewno nie ci, których skusiła wizja smacznego, kulinarnego doznania.   




Ten żenujący spektakl miał trwać do godz  21, tak więc się zastanawiam co takiego zastali goście którzy przyszli dopiero o 16 czy 18, bo chyba tylko dobre samopoczucie kucharzy. 

A teraz plusy, żeby nie było że tylko się czepiam.
Po pierwsze plus za kącik dla dzieci, przynajmniej o nie zadbano a panie opiekujące się maluchami naprawdę dawały z siebie wszystko żeby jakoś przetrwały tam ten czas.
Drugi plus to Bombaj Tandorii, którzy ponieśli olbrzymie koszty, gdy się okazało ze są jedyni do wykarmienia ludzi przez tyle godzin i próbowali wyjść z tego z twarzą organizując kolejne porcje jedzenia. Sami zresztą negatywnie na FB skomentowali organizacje festiwalu, bo w kontekście tego jak to wszystko wyglądało i im się oberwało od zdenerwowanych ludzi i  na pewno ucierpiała na tym ich reputacja. Dodam ze koszt wystawienia takiego stoiska to za 4 m2 700 zł netto, wiec nie mało.
I trzeci plus - spotkałam znajomych, blogerów, równie rozczarowanych jak ja, a chwila przyjemnej rozmowy zrekompensowała nam tę nudę jaka tam była. 
I po czwarte - po wyjściu udaliśmy się do Galerii Katowickiej, gdzie w końcu odwiedziłam stoisko Kuchni Świata i zrobiłam fajne, egzotyczne zakupy, na które się już długo szykowałam.
Reasumując - na szczęście nie straciłam kasy na biletach jak inni, straciłam tylko czas, pół niedzieli i paliwo.

A co się działo po .... wieczorem na FB rozgorzała burza na oficjalnym profilu ogólnopolskiego Festiwalu, ludzie wpisywali negatywne komentarze, ostrzegali innych co tam zastali, żądali zwrotów pieniędzy, składali skargi, bo czuli się oszukani i krótko mówiąc nabici w butelkę. Oczywiście po jakimś czasie organizator zachował się najgorzej jak mógł mianowicie pokasował komentarze, zablokował ludzi, zablokował możliwość dodawania nowych komentarzy, a dzisiaj usunął całe wydarzenie z wszystkimi opiniami. Do osób które zażądały zwrotu kosztów dotarły maile z informacjami że jak to się mówi "widziały gały co brały" i oni nie ponoszą żadnej odpowiedzialności co do zawartości i organizacji festiwalu, i nikomu nie należy się nawet 1 grosz zwrotu bo podobno przy wejściu był regulamin, który jasno mówił czego można było oczekiwać. Ja wchodząc tam nie dostałam do wglądu żadnego regulamin. Natomiast portale, które wzięły w obronę wzburzonych klientów otrzymały maile że zostaną pozwani do sądu za działanie na niekorzyść organizatora festiwalu. Skargi popłynęły już do rzecznika spraw konsumenta, część osób się organizuje żeby sądownie odzyskać pieniądze.. Wpisy ludzi i ich opinie nadal można przeczytać tutaj na Silesia smakuje.... za to organizator zaciera ręce, bo w tę sobotę planuje powtórkę w Krakowie.. liczy że trafi na takie samo naiwne "stado baranów" jak w Katowicach... i nie mam zamiaru tu nikogo obrazić, sama się takim baranem niestety czuję. 

Ostatnie krótkie podsumowanie.. ta sytuacja niestety nie jest zabawna. Jako blogerka, fanatyczka dobrej kuchni, uczestniczka wielu fajnych imprez kulinarnych w całej Polsce ciągle narzekam że na naszym śląsku nic się nie dzieje kulinarnego, że Krakowie, Wrocławiu, Poznaniu, Warszawie ciągle mają jakieś festiwale kulinarne, targi, imprezy, często trwające cały weekend i to za darmo dla każdego, a w Krakowie życie kulinarne trwa cały rok.. my w Katowicach nie mamy praktycznie nic poza Ślaskimi Smakami i letnimi sobotnimi targami organizowanym przez Olę z bloga Oslislo. Nie ma u nas warsztatów, pokazów, konkursów, niczego co mogłoby wyciągnąć ludzi z domu, oderwać od rolad i klusek. Do tej pory myślałam że to wina nas, że my tak kochamy naszą śląską kuchnie, tradycję że nie lubimy nowości, ale postawa tych ludzi, którzy się wykosztowali i kupili naprawdę drogie bilety, bo chcieli spróbować zupy z kaktusa świadczy o tym że chcemy takich imprez, że chcemy poznawać nowe smaki, że jesteśmy ciekawi świata, że Śląsk kocha jeść i to nie tylko roladę.... ale takie imprezy jak ta zabijają wszystko w zarodku, bo wątpię żeby którakolwiek z tych osób, które czują się oszukane skuszą się na podobną taką imprezę nawet jak będzie za darmo... a szkoda bo była szansa na coś pięknego, zmarnowano potencjał jaki ta impreza miała, z hucznego festiwalu zrobiono kiepskie targowisko, jarmark, nastawione tylko na zysk a nie na jakość.    
Oczywiście jak wejdziecie na ich stronę na FB to zobaczycie piękne zdjęcia, pełne talerze, drinki, kawy, zadowolonych ludzi, super imprezę.... oceńcie sami czy te zdjęcia pokazują prawdziwość tego wydarzenia.   

I????

42 komentarze:

  1. Przykre jest to co opisałaś;-( Nie lubię być nabijana w butelkę i jeśli bym tam była, to pewnie pogryzłabym kogoś...;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no coz taka sytuacja może sie zdarzyć wszędzie.

      Usuń
  2. To jest właśnie szacunek do innych ludzi, zamiast zorganizować coś sensownego to robią takie badziewne zloty i myślą, że ludzie będą się cieszyć jak się im rzuci na stół dwie kanapki na krzyż i wyduka regułkę z kartki. Nie znoszę takiego zachowania. Żenada, teraz wszyscy co tam są powinni domagać się zwrotu poniesionych kosztów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no cóż tez sie nie spodziewałam ze cos takiego nas spotka.

      Usuń
  3. Mam tak blisko ale to dobrze że się nie wybrałem bo chyba długo bym żałował wydanych pieniędzy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wszystko trzeba traktowac jak przygode ale takich oby jak najmniej.

      Usuń
  4. Bernika, szczerze współczuję ! Widziałam już na fb, że było nieciekawie, ale nie myślałam, że aż tak :( Organizator się nie popisał, nabił ludzi w butelkę, ale sam pewnie zarobił. Mam nadzieję, że przed "festiwalem" w Krakowie ludzie się zastanowią czy warto tracić pieniądze !

    OdpowiedzUsuń
  5. a teraz straszą sądem tych , którzy napiszą negatywne opinie na ich temat. Ja tam byłam i wszystko co Pani opisała jest prawdą, niestety... więcej na FB silesia smakuje (zresztą ich też straszą- mam nadzieję ,że się nie złamią!)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytałam już w różnych miejscach komentarze dotyczące tego wydarzenia, ale po Twoim wpisie jestem totalnie zszokowana. :(

    OdpowiedzUsuń
  7. Szkoda wydanych pieniędzy... :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak szkoda mi tych co faktycznie wydali te pieniadze.

      Usuń
  8. O rany. A miałam takie poczucie winy, że nie chce mi się wysilić i wziąć udział w konkursie na bilety. Spory kawałek mam i do Krakowa i do Katowic, ale rozważałam. Kicha organizacyjna, dobrze, że to opisałaś.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dobrze że się nie wybrałam, z tego co piszesz to masakra!!!!

    OdpowiedzUsuń
  10. co tu dużo pisać...jestem w szoku. zero jakiegokolwiek profesjonalizmu ze strony 'organizatora'. jak tak można ludzi traktować? żenada. coś takiego nie powinno mieć w ogóle miejsca!

    OdpowiedzUsuń
  11. Jakaś masakra :( udostępniłam u siebie, żeby się w Krakowie ludzie nie przejechali na tym :/

    OdpowiedzUsuń
  12. Przykre to mało powiedziane. Dobrze, że o tym napisałaś i dzielisz się informacjami. 100zł za wejście...masakra!

    OdpowiedzUsuń
  13. Zapraszamy do Krakowa! :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Ania - ja po tej relacji jakoś wolę nie ryzykować, no chyba że podobnie jak Bernadeta dostanę wejściówkę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a ja cetnie wybralabym sie do krakowa zeby zobzczyc co tam sie bedzie dzialo.

      Usuń
    2. Najnowsze info - krakowska edycja została odwołana :)

      Usuń
  15. Niektórzy są mistrzami z robienia czegoś z niczego, czyli nabierania ludzi. Dobrze, że o tym napisałaś, tylko w ten sposób mają szansę przebić się tylko dobre imprezy.

    OdpowiedzUsuń
  16. Szczerzę to nie spodziewałam się że tak to będzie wyglądało, sama chciałam kupić bilety ale niestety w końcu miałam inne plany i nie mogłam pojawić się na festiwalu. Całe szczęście bo z twojego opisu widzę że tylko bym wydała pieniądze i rozczarowała się. Szkoda że w Polsce w wielu przypadkach takie rzeczy organizują ludzie którzy nie mają o tym zielonego pojęcia. Wystarczy trochę wiedzy i wyobraźni...a można stworzyć coś fajnego i kultowego co przyciągnie dużo ludzi, gdyż tematyka kulinarna jest obecnie niezwykle popularna.

    OdpowiedzUsuń
  17. Normalnie nie wierze w to co przeczytalam. Zenada.

    OdpowiedzUsuń
  18. To co jest opisane powyzej to i tak bardzo delikatny przekaz faktycznej sytaucji.
    Po imprezie na facebooku ludzie zaczeli dodawac komentarze i opisywac jak bylo naprawde. Szybko znalazl sie cenzor, ktory na biezaco usuwal je ze strony festiwalu, a zeby bylo ciekawiej wszystkich komentujacych poblokowal. Zostawil tylko pozytywne opinie, nietrudno sie domyslic przez kogo dodane. Ja na pewno nie odpuszcze tej sprawy, to bylo wyludzenie pieniedzy na wielka skale.

    OdpowiedzUsuń
  19. Dzięki za ostrzeżenie, na pewno się nie wybiorę!

    OdpowiedzUsuń
  20. Hej, ja byłam na festiwalu miedzy 14 a 16, dłużej nie byłam w stanie wytrzymać. Spodziewałam się zupełnie czegoś innego. Cieszyłam się, że w końcu coś kulinarnego dzieje się u nas na Śląsku. Ale tak jak ty i wielu innych się okropnie zawiodłam. Też mam zamiar opisać moje przeżycia na blogu. Szkoda, że u nas się nic nie dzieje, ale może warto wykorzystać tę niszę i tak jak zrobiły opolskie blogerki zorganizować coś kulinarnego.

    OdpowiedzUsuń
  21. Festiwal w Krakowie został odwołany.

    OdpowiedzUsuń
  22. Eeee, Villa Toskania??? A może jednak Via Toscana??

    OdpowiedzUsuń
  23. Przerażające... Pracowałam na jednej imprezie w katowickim hotelu Qubus - niesmak pozostał mi do dziś, chociaż to było 4 lata temu. Aż teraz sprawdziłam, czy organizator nie jest ten sam, ale na szczęście nie... Za to zastanawia mnie, dlaczego festiwal odbywający się w Katowicach i Krakowie organizuje firma z Bielska-Białej.

    OdpowiedzUsuń
  24. Zgodze z toba w 100%. Żenada My specjalnie na to wydarzenie przyjechaliśmy z łódzkiego pan bardzo zachwalal ale to co zastaliśmy ..... . Nigdy więcej mimi porcje do degustacji, drinki tylko 1 naosobe i ogromne kolejki.kompletny chaos.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Bernika - mój kulinarny pamiętnik , Blogger