Przyznaje sie bez bicia... nie lubię żuru... tak wiem, każdy kto to słyszy stuka sie głowę, szczególnie tu na śląsku, gdzie żur to praktycznie jedna z podstawowych potraw nie tylko od święta, a kiedyś to gotowany był prawie przy każdej sobocie. Żur w górniczych rodzinach był podstawą, dawał siłę górnikom, regenerowali się nim po cieżkich szychtach, żur to był wyraz siły i zdrowia. Często mówiło sie "jedz żur a bedziesz silny i zdrowy jak tur" więc futrowano nim dzieci, zeby były silne i zdrowe a przy okazji mnie... tyle ze ja nigdy go nie polubilam.. i nigdy tez nie poznalam drugiej osoby, któraby tak jak ja nie lubila żuru, żurku, czy zalewajki... widać jestem jakiś odmieniec :)... dlatego tez go nie gotuje, chociaż potrafie ale zdecydowanie lepiej robi to mąż, więc kiedy nachodzi go ochota gotuje dla siebie i córki wielki gar żuru, który później jedzą przez dwa dni... a ja w tym czasie najczesciej raczę się makaronem.